Rozstanie z ojcem
Ewa Szachnowska z domu Klemensiewicz w czasie okupacji niemieckiej mieszkała wraz z rodzicami – Janiną i Franciszkiem – w podwarszawskim Aninie przy ulicy Leśnej. Franciszek Klemensiewicz, zabrany około 26 sierpnia 1944 roku wraz z innymi mężczyznami z Anina, zginął w obozie Ravensbruck 9 kwietnia 1945 roku. Janina z córką zostały przewiezione do obozu Dulag 121, a następnie wysłane do wsi Skrzele koło Niepokalanowa.
Ewa Szachnowska, Warszawa
Ewa Szachnowska, Warszawa
Fragment nadesłanej pracy:
Tak się stało, że zaczęliśmy nagle mieszkać na linii frontu. W Międzylesiu byli Sowieci, w Wawrze Niemcy, a my w środku, w Aninie. Mężczyźni zostali powołani do kopania okopów. Całą resztę mieszkańców z linii frontu przesiedlono trochę dalej. Nas przyjęli znajomi, państwo Polkowscy. Po kilku dniach, a było to prawie na pewno 25 sierpnia 1944 roku, Tatuś wrócił z robót ze straszną wiadomością, że jutro wszyscy mężczyźni z Anina zostaną wywiezieni nie wiadomo dokąd i że muszą się stawić rano na miejscu zbiórki. Całą noc płakałam, aż ciocia zapytała, czy wolę pójść z ojcem, czy zostać z mamą. Nie było to łatwe pytanie. Rano przeżyłam pożegnanie z Tatusiem. Mam przed oczami obraz pochodu mężczyzn na szosie (w kierunku Gocławka), ustawionych czwórkami, a po bokach rodziny żegnające ich. Trwało to krótko. Zaczęli nas przepędzać gestapowcy z psami. Następnego dnia przyszedł gryps od Tatusia.
„Moje Kochane! Jesteśmy obecnie na Dw[orcu] Wsch[odnim]. Prawdopodobnie jedziemy na komisję do Pruszkowa, a dalej? Plecak mam. Jeszcze raz Was mocno całuję i polecam opiece Pana Boga”.
I to już był koniec z Tatusiem.
„Moje Kochane! Jesteśmy obecnie na Dw[orcu] Wsch[odnim]. Prawdopodobnie jedziemy na komisję do Pruszkowa, a dalej? Plecak mam. Jeszcze raz Was mocno całuję i polecam opiece Pana Boga”.
I to już był koniec z Tatusiem.