Pszczelarz z Krzyżowej
Jan Majcherek urodził się w 1877 roku w Krzyżowej w powiecie Żywiec.
Był właścicielem młyna i tartaku pracującego w Krzyżowej, zasilanego wodą z rzeki płynącej obok . Pasjonat pszczelarstwa, pisał artykuły zatytułowane „Sprawozdanie z Karpat” do wydawanego we Lwowie „Bartnika Postępowego”.
Stanisław Duraj
Był właścicielem młyna i tartaku pracującego w Krzyżowej, zasilanego wodą z rzeki płynącej obok . Pasjonat pszczelarstwa, pisał artykuły zatytułowane „Sprawozdanie z Karpat” do wydawanego we Lwowie „Bartnika Postępowego”.
Stanisław Duraj
Fragment artykułu z "Bartnika Postępowego" autorstwa Jana Majcherka [pisownia oryginalna za czasopismem]:
Przy końcu czerwca spotkałem się z p. Jadamczykiem pszczelarzem z sąsiedniej wioski, który nie wielką pasiekę ma w ulach słowiańskich, położoną pod Bilskiem, obok lasu świerkowego. Ciekawy byłem się dowiedzieć jak z pszczołami. Więc pytam, a on mi mówi: u mnie kiepsko, pszczoły w małej sile, i zdaje się że zgnilec mi się znachodzi, a jak czas się nie poprawi to mi cała pasieka spadnie.
Lipiec już za drzwiami, należało się więc przygotować do miodobrania, ale gdzie tam! Przyszedł lipiec, deszcz leje, powódź przyszła ogromna, tak iż zdawało się że będzie potop świata.
Dopiero 10. lipca trochę się niebo wypogodziło, woda wielka grzmi z gór i wyglądaliśmy w świat jak Noe z arki po potopie. Już niespodziewałem się nic dobrego z pszczół, gdyż pożytek najlepszy minął, który w naszej okolicy zaczyna się od św. Jana i trwa aż do sierpnia. Po powodzi 11. lipca z jednego pnia roją się pszczoły, nie wiedziałem o niczem aż mi sąsiad doniósł. Wdziałem maskę na twarz i pędzę co tchu wprost na zmulisko, wpadłem poniżej kolan, bo jeszcze było miękko. Ledwom się wygramolił zwalany błotem, pomyślałem, niech cię kaci wezmą, niema jak roje sztuczne.
Lipiec już za drzwiami, należało się więc przygotować do miodobrania, ale gdzie tam! Przyszedł lipiec, deszcz leje, powódź przyszła ogromna, tak iż zdawało się że będzie potop świata.
Dopiero 10. lipca trochę się niebo wypogodziło, woda wielka grzmi z gór i wyglądaliśmy w świat jak Noe z arki po potopie. Już niespodziewałem się nic dobrego z pszczół, gdyż pożytek najlepszy minął, który w naszej okolicy zaczyna się od św. Jana i trwa aż do sierpnia. Po powodzi 11. lipca z jednego pnia roją się pszczoły, nie wiedziałem o niczem aż mi sąsiad doniósł. Wdziałem maskę na twarz i pędzę co tchu wprost na zmulisko, wpadłem poniżej kolan, bo jeszcze było miękko. Ledwom się wygramolił zwalany błotem, pomyślałem, niech cię kaci wezmą, niema jak roje sztuczne.