Na gruzach
Kiedy rodzice Danuty Sobczyńskiej zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec, ośmioletnia Danusia wraz z młodszymi siostrami znalazła się pod opieką dziadków.
Po zakończeniu wojny i szczęśliwym powrocie rodziców rodzina zamieszkała w częściowo zburzonym budynku przy ulicy Podwale 7. Ojciec, który był hydraulikiem, znalazł zatrudnienie przy odbudowie stolicy. Sama Danusia brała udział w odgruzowywaniu Starówki. Pomagała też sąsiadce w zapisywaniu meldunków osób powracających do Warszawy.
Mieszkańców ulicy Podwale budził rano gwizd kolejki, wywożącej gruz ze Starego Miasta. Danuta chodziła po zakupy przez most pontonowy na Pragę, gdzie przy ulicy Targowej działały najbliższe sklepy. Okoliczne dzieci uczęszczały do świetlicy mieszczącej się w budynku Caritasu przy Krakowskim Przedmieściu. W 1953 roku rodzina Sobczyńskich przeprowadziła się ze Starówki na Mokotów.
Danuta Anna Morzeńska z d. Sobczyńska, Warszawa
Po zakończeniu wojny i szczęśliwym powrocie rodziców rodzina zamieszkała w częściowo zburzonym budynku przy ulicy Podwale 7. Ojciec, który był hydraulikiem, znalazł zatrudnienie przy odbudowie stolicy. Sama Danusia brała udział w odgruzowywaniu Starówki. Pomagała też sąsiadce w zapisywaniu meldunków osób powracających do Warszawy.
Mieszkańców ulicy Podwale budził rano gwizd kolejki, wywożącej gruz ze Starego Miasta. Danuta chodziła po zakupy przez most pontonowy na Pragę, gdzie przy ulicy Targowej działały najbliższe sklepy. Okoliczne dzieci uczęszczały do świetlicy mieszczącej się w budynku Caritasu przy Krakowskim Przedmieściu. W 1953 roku rodzina Sobczyńskich przeprowadziła się ze Starówki na Mokotów.
Danuta Anna Morzeńska z d. Sobczyńska, Warszawa
Fragmenty nadesłanej pracy:
Na drugim piętrze, gdzie z desek ułożono wejście, bo nie było schodów, mieszkało już kilku lokatorów. Budynek wyglądał makabrycznie. Nad korytarzami nie było dachu. Lokale remontowano własnymi siłami. W małym pokoiku u cioci zamieszkaliśmy w pięć osób. Na parterze tego budynku [Podwale 7] był jeszcze jeden pokój bez drzwi, bez okna i bez połowy ściany. Własnymi rękami, przy pomocy sąsiadów udało się wyremontować to pomieszczenie. Sufit był jak w kościele w łuki, podłoga z drobnych kolorowych kamyczków, a ściany zawilgocone.
Pamiętam pierwszą pasterkę. W pobliżu był już czynny kościół O. Kapucynów. Idąc na pasterkę, śpiewaliśmy kolędę: „Pójdźmy wszyscy do Stajenki”. Gdy słyszano tę melodię, w innych mieszkaniach gasły lampy naftowe i dołączali mieszkańcy do nas. Aby dodać sobie otuchy w tych jakże ciężkich czasach, kultywowano również tradycje. Młodsi wraz ze starszymi przebierali się i chodzili po mieszkaniach w Zapusty.