Majątek Sancygniów
Pod koniec okupacji niemieckiej właściciele majątku Sancygniów Stanisława i Andrzej Deskurowie wspierali oddziały Armii Krajowej stacjonujące w pobliskich lasach. 25 sierpnia 1944 roku Niemcy w odwecie za działania partyzantów przeprowadzili nalot i ostrzelali folwark Knyszyn, który wchodził w skład majątku Deskurów.
Budynki gospodarcze stanęły w ogniu, byli zabici i ranni. Niebezpieczeństwo groziło też rodzinie i osobom, które znalazły schronienie w Sancygniowie podczas wojny. Esesmani przeszukujący teren wokół dworu znaleźli motocykl niemieckiego żołnierza i materiały wybuchowe.
Groźną sytuację uratowała Stanisława Deskur, która opis tego wydarzenia pozostawiła w swoich wspomnieniach.
Wanda Wysocka, Kraków
Budynki gospodarcze stanęły w ogniu, byli zabici i ranni. Niebezpieczeństwo groziło też rodzinie i osobom, które znalazły schronienie w Sancygniowie podczas wojny. Esesmani przeszukujący teren wokół dworu znaleźli motocykl niemieckiego żołnierza i materiały wybuchowe.
Groźną sytuację uratowała Stanisława Deskur, która opis tego wydarzenia pozostawiła w swoich wspomnieniach.
Wanda Wysocka, Kraków
Fragmenty wspomnień Stanisławy Deskur:
Ktoś wybiegł na zwiady i przyniósł wiadomość, że Knyszyn płonie, a samoloty niemieckie jeszcze latają i zrzucają bomby zapalające. Nasz proboszcz, ksiądz Bogacki, bardzo odważnie udał się na Knyszyn z olejami świętymi.
Po paru godzinach przywieziono rannych na plebanię. Poszłam tam z panną Marysią Władyczanką, zastałam doktora Grębowskiego, który już dokonał pierwszych opatrunków. Sanitariuszka młoda, ciężko ranna w brzuch – stan beznadziejny. Trzech Akowców lżej rannych trzeba będzie zaraz po opatrzeniu przewieźć w bezpieczne ukrycie. Nachyliłam się nad sanitariuszką, cierpiała bardzo, patrzyła nieprzytomnie. Nagle jakiś błysk radosny… Wyszeptała: „Mama!”. Wzięła mnie za swoją matkę.
Po paru godzinach przywieziono rannych na plebanię. Poszłam tam z panną Marysią Władyczanką, zastałam doktora Grębowskiego, który już dokonał pierwszych opatrunków. Sanitariuszka młoda, ciężko ranna w brzuch – stan beznadziejny. Trzech Akowców lżej rannych trzeba będzie zaraz po opatrzeniu przewieźć w bezpieczne ukrycie. Nachyliłam się nad sanitariuszką, cierpiała bardzo, patrzyła nieprzytomnie. Nagle jakiś błysk radosny… Wyszeptała: „Mama!”. Wzięła mnie za swoją matkę.
Jeden z esesmanów specjalnie się wścieka: „Pani sobie spaceruje, a tu buntownicy prowadzą akcję przeciw nam”. Udaję oburzoną i dowodzę, że ci chłopcy nie mają z tym nic wspólnego, że to są bratankowie mojego męża, których wysłał po konie przed sezonem siewnym. Nic to nie pomaga. Krzyczy dalej: „A to co?!”, pokazując mi kawałek dynamitu. „Chyba mydło” odpowiadam szczerze, bo nie wiedziałam, jak dynamit wygląda. „Mydło!!” - warczy Niemiec – „Warci jesteście, by Wam to zbójeckie gniazdo tym mydłem wysadzić, ale na razie musimy skończyć z tymi buntownikami. Tu pod tym drzewem, na pani oczach będą rozstrzelani!”.