Pamiętnik Antoniego
Rodzina Franciszki i Macieja Baronów była zaangażowana w powstania i plebiscyt na Śląsku. Syn Antoni (ur. 1910) jako chłopiec także uczestniczył w tych wydarzeniach. Opisał je później w swoich pamiętnikach.
Antoni po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego był nauczycielem w szkole podstawowej. Pracował społecznie na rzecz harcerstwa.
Jadwiga Balicka, Katowice
Antoni po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego był nauczycielem w szkole podstawowej. Pracował społecznie na rzecz harcerstwa.
Jadwiga Balicka, Katowice
Fragmenty pamiętnika Antoniego Barona:
W przygotowaniu wybuchu I Powstania Śląskiego niemałą rolę odegrali moi rodzice, brat Jan i szwagier Augustyn Strzoda. W naszym obejściu gospodarskim stodoła i szopy służyły jako składowisko broni, a w nocy z 14 na 15 sierpnia [1919 roku] w naszym mieszkaniu wyznaczona była zbiórka kompanii powstańczej, którą dowodził brat Jan. Starsi bracia, Alojzy i Augustyn, wynieśli ze stodoły około 20 karabinów. Broń została rozdzielona i około godz. 23.00 kompania ze swoim dowódcą Janem wymaszerowała polnymi drogami w kierunku Paprocan. Ojciec i matka aż do świtu czuwali i półgłosem odmawiali różaniec. W Paprocanach, w budynku miejscowej szkoły podstawowej, kwaterowała bateria artylerii polowej Grenzschutzu. W dniu 15 sierpnia nad ranem od strony Paprocan dochodziły odgłosy strzelaniny. Bateria artylerii Grenzschutzu została rozbrojona, a powstańcy zaopatrzyli się w broń maszynową i armaty. Żołnierze i oficerowie zostali wzięci do niewoli i odstawieni na tereny polskie w okolicy Oświęcimia. Około godz. 7.00 rano od strony Paprocan w kierunku Czułowa przeszła tyska kompania powstańcza na zdobycznych wozach, zaprzęgniętych w zdobyczne konie i zdobyczną broń. Na pierwszym wozie ze zdobytym ciężkim karabinem maszynowym jechał brat Janek. Jemu powierzono obsługę karabinu maszynowego, ponieważ miał on do tego przeszkolenie jeszcze z czasów działań w I wojnie światowej. Powstańcy jechali w kierunku Czułowa celem rozbrojenia kompanii Grenzschutzu, która zakwaterowana była w miejscowych gospodach. Po gwałtownej strzelaninie i ostrej walce kompania Grenzschtzu została rozbrojona. Po rozbrojeniu oddziału niemieckiego w Czułowie brat Janek na krótko wpadł do domu. Matka z trwogą odezwała się do Janka: „Chłopcy! Na co wyście się porwali?”. Janek uspokoił matkę i powiedział, że nie są osamotnieni. Zapewnił, że generał Haller ze swoją armią wkroczy na Górny Śląsk i wspomoże ich w walce.
Plebiscyt na Górnym Śląsku w 1920 roku przeżyłem jako dziesięcioletni chłopiec, uczeń piątej klasy niemieckiej szkoły podstawowej. W domu używaliśmy języka polskiego. Za namową rodziców, starszego brata Jana i szwagra Augustyna Strzody byłem jednym z organizatorów strajku szkolnego 1920 roku. [...] Celem strajku szkolnego było domaganie się nauki języka polskiego w szkole. Strajk szkolny został uwieńczony pomyślnym skutkiem. Władze szkolne zostały zmuszone do wprowadzenia nauki religii w języku polskim oraz nauki języka polskiego w ilości dwóch godzin tygodniowo. Języka polskiego, jak i religii, uczyli nauczyciele niemieccy, którzy bardzo słabo władali językiem polskim. W okresie poprzedzającym Plebiscyt na Górnym Śląsku ojciec, bracia Jan, Alojzy i Augustyn oraz szwagier Augustyn Strzoda włączyliśmy się do akcji propagandowej. Zadaniem naszym było rozprowadzanie polskich gazet, ulotek i afiszy. Najlepszym miejscem do rozprowadzania materiałów propagandowych była klasa szkolna. Toteż rano, wychodząc do szkoły, byłem obładowany materiałem propagandowym. Koledzy, wśród których rozprowadzałem polskie ulotki, byli solidarni i nigdy nie wydali, kto jest roznosicielem polskiej propagandy.
Okres poprzedzający III Powstanie Śląskie nic nie wskazywał, że ono nastąpi. Co mnie uderzyło, że my, chłopcy, byliśmy często wysyłani z naszym ręcznym wózkiem do wujka – Pawła Kokoszki do wsi Świerczyniec i Bojszowy – pod pretekstem przywozu słomy lub siana. Pod słomą lub sianem ukryte były skrzynki z amunicją. Jechaliśmy najczęściej bocznymi drogami w kierunku na Paprocany, Piłę Paprocką, Cielmice i lasami do Świerczyńca. Świerczyniec w tamtych latach był otoczony lasami, które ciągnęły się po Jankowice i Kobiór. Świerczyniec i Bojszowy w tamtych latach leżały przy granicy pomiędzy „Polską” a zaborem pruskim. Czasem zajeżdżał do nas własnym zaprzęgiem wujek Paweł Kokoszka pod pozorem przywozu słomy lub siana. Naturalnie, tym sposobem było dowożone cięższe uzbrojenie, jak karabiny maszynowe, karabiny ręczne lub skrzynie z granatami ręcznymi. Nasz ręczny wózek lub wózek wujka Pawła od razu wprowadzany był do stodoły i nocą rozładowywany. Efektem tej akcji był fakt, że kompania powstańcza, której dowódcą był brat Jan, z chwilą wybuchu III Powstania wyruszyła do walki zbrojnej. Dzień 2 maja 1921 roku w naszej rodzinie przebiegał w poważnym nastroju. Mama popłakiwała, ojciec był poważny, a brat Jan i szwagier Augustyn w tym dniu nie poszli do pracy. Na całym Górnym Śląsku wybuchł strajk generalny. Wieczorem 2 maja 1921 roku w naszym domu zaczęli gromadzić się mężczyźni. Bracia Alojzy i Augustyn w godzinach popołudniowych urzędowali w stodole i wydobywali z ukrycia zgromadzoną broń. Widziałem, jak brat Jan składa karabin maszynowy. Gromadzący się powstańcy pozajmowali wszystkie wolne miejsca. Nasza kuchnia i kuchnia siostry Jadwigi oraz ganek przed domem pozajmowane były przez powstańców. Około godz. 23.00 cała kolumna, uzbrojona w karabiny, pistolety i granaty ręczne, pod dowództwem brata Janka wymaszerowała polnymi drogami w kierunku Wyr i Łazisk. Punktem docelowym był Racibórz i zajęcie stanowisk nad Odrą.