Kartka do brata
Jan Zaremba urodził się w 1915 roku na Wołyniu w rodzinie gajowego. W marcu 1940 roku Jan wraz z matką Anną i siostrą Weroniką został zabrany z gajówki Wereszowa Góra w pobliżu Ołyki i wywieziony na Syberię. Taki sam los spotkał jego trzech braci, gajowych z rodzinami. Na zesłaniu Jan pracował przy wyrębie tajgi w bardzo ciężkich warunkach.
W 1941 roku na wiadomość o amnestii obejmującej Polaków rodzina Zarembów postanowiła jak najszybciej wyrwać się z miejsca zesłania. Jesienią 1941 roku na własnoręcznie zrobionych tratwach przepłynęli kilkaset kilometrów rzeką Kamą, następnie po wielu trudnościach przedostali się do Kazania i Kujbyszewa (obecnie Samara), a stamtąd dotarli do Kazachstanu.
Ostatecznie Paweł Zaremba wstąpił do Armii Andersa, a Jan z siostrą i matką znaleźli się w kołchozie w pobliżu Turkiestanu.
Wanda Majchrzak, Gorzów Wielkopolski
W 1941 roku na wiadomość o amnestii obejmującej Polaków rodzina Zarembów postanowiła jak najszybciej wyrwać się z miejsca zesłania. Jesienią 1941 roku na własnoręcznie zrobionych tratwach przepłynęli kilkaset kilometrów rzeką Kamą, następnie po wielu trudnościach przedostali się do Kazania i Kujbyszewa (obecnie Samara), a stamtąd dotarli do Kazachstanu.
Ostatecznie Paweł Zaremba wstąpił do Armii Andersa, a Jan z siostrą i matką znaleźli się w kołchozie w pobliżu Turkiestanu.
Wanda Majchrzak, Gorzów Wielkopolski
Fragment wspomnień Jana Zaremby:
Było to z 5 na 6 marca 1940 roku. Nad ranem ktoś puka do okna w tym pokoju, co siostra spała. Zrobiło mi się zimno i gorąco, bo dobry człowiek o tej porze nie składa wizyty. Siostra pyta: „Kto tam?”. Odzywa się głos: „Weronika, otwórz”. Poznałem po głosie, kto to jest. To był Aleksander Filak. [...]
Siostra otworzyła drzwi. Wszedł on i jeszcze jeden enkawudzista. I weszło chyba z dwudziestu Ukraińców, pełna izba. Enkawudzista czyta: „Z rozkazu Wierchownogo Sowieta przesiedlamy was do innego województwa. Możecie z sobą zabrać 15 pudy (pud 16 kg). Dajemy wam na to czasu 2 godziny”. [...]
Gdy już zabraliśmy co ważniejsze rzeczy, a oni wciąż ponaglają, już trzeba opuścić mieszkanie, żeby dla nich więcej zostało w mieszkaniu. Gdy mieliśmy wychodzić z domu, siostra zdjęła obraz ze ściany i mówi: „Zmówmy przy nim pacierz”. Uklękliśmy, a enkawudzista zdjął czapkę.
Siostra otworzyła drzwi. Wszedł on i jeszcze jeden enkawudzista. I weszło chyba z dwudziestu Ukraińców, pełna izba. Enkawudzista czyta: „Z rozkazu Wierchownogo Sowieta przesiedlamy was do innego województwa. Możecie z sobą zabrać 15 pudy (pud 16 kg). Dajemy wam na to czasu 2 godziny”. [...]
Gdy już zabraliśmy co ważniejsze rzeczy, a oni wciąż ponaglają, już trzeba opuścić mieszkanie, żeby dla nich więcej zostało w mieszkaniu. Gdy mieliśmy wychodzić z domu, siostra zdjęła obraz ze ściany i mówi: „Zmówmy przy nim pacierz”. Uklękliśmy, a enkawudzista zdjął czapkę.
Wieczorem wszyscy stawiliśmy się na zebranie. Czekaliśmy tej chwili, co oni nam powiedzą. Wyszedł na mównicę enkawudzista i mówi: „Z rozporządzenia Wierchownogo Sowieta z powodu zawarcia umowy z Sikorskim jesteście wszyscy amnestionowani. Enkawude was już nie obowiązuje”. Zaczęliśmy bić brawo z tej wiadomości. Trwało to dosyć długo, ale im to nie spodobało się, pytali: „Co, u nas źle wam było, że jesteście tacy zadowoleni?”.
Gdy już byłem zdrowy, 8 kwietnia mama umarła. Strasznie się bała tu umierać, bo gdy ktoś zmarł, to chowali bez trumny, tak rzucali do dołu jak bydlę i zasypywali ziemią. [...] Z żalem ją pochowaliśmy, ale mówiliśmy z siostrą, że dobrze że Pan Bóg ją zabrał, żeby się nie męczyła, bo nie było nadziei, żeby w takich warunkach i latach żyć.